Bodrum. Sukienka w paski na lato.
Bodrum jest tego typu kurortem, którego tacy turyści jak ja nie lubią. Na szczęście tylko na pierwszy rzut oka. Wysiadając na dużym dworcu autobusowym i kierując się w stronę portu, konieczne jest przejście przy stadach sprzedawców plastikowego badziewia. Później idąc wzdłuż deptaka przy porcie nie ominiemy restauracyjnych naganiaczy. A że nie znoszę wszelkiej handlowej nachalności to ciężko jest mi poczuć się zrelaksowaną na tego typu przechadzkach. Do chwili kiedy nie wejdzie się w wąskie uliczki starego miasta, zakazane podwórka i odległe wzgórza. Do chwili kiedy nie zobaczy się pierwszego dywanu wywieszonego na murze, do chwili kiedy nie przejdzie się między pobielonymi ścianami połączonymi pnączem tuż nad głową. Do chwili kiedy nie zobaczy się portu!
To właśnie port jest złotym punktem tego miasta, w moim bardzo subiektywnym odczuciu, oczywiście. Ale to już wiadome, że porty kocham bezkrytycznie i możecie mnie nie słuchać. Siedząc na promie mającym zawieźć nas na Kos, oddałabym wiele, żeby zamienić się na miejsca z załogami pięknych jachtów przepływających tuż obok. Skaliste wybrzeża, licznie wcięte w ląd zatoczki, zielone wzgórza - są tym co chciałabym oglądać z poziomu żaglówki na przeźroczystej tafli. Zdecydowanie bardziej niż spacerować po bazarach z torebkami Chanel i LV w cenie 15 euro za 3 sztuki... Nie, nie kupiłam żadnej.
Kto mnie nauczy robić takie węzełki? Joseph, kapitanie? ;-)
Taki tam portowy lifestyle. Zdjęcie z rybką zawsze w klimacie!
Nie powiedziałam jeszcze ani słowa o stylówce, a tą wyjątkowo lubię. Dwie poprzednie partie zdjęć zawierały codzienne, "robocze" wakacyjne ciuchy. Luźną różowo-niebieską bluzkę od lat zabieram na wszystkie wyjazdy i przez to zdjęcia ze wszystkich wakacji wyglądają podobnie.
Sukienkę Simple w cienkie prążki kupiłam z myślą o tym wyjeździe i od razu się polubiłyśmy. Po pierwsze - nieśmiertelne prążki idealnie pasują do nadmorskiego klimatu miejsca, a gruba, rozciągliwa bawełna daje pełne poczucie komfortu podczas zwiedzania. No i wygląda szlachetniej niż oliwkowe bermudki i koszulka polo...
Kto na bieżąco śledził mój instagram, ten wie, że miałam rozterkę między dywanem a chustą w temacie pamiątki z Turcji. Wybrałam chustę. A tak naprawdę to trzy. No bo jak w takim miejscu podejmować racjonalne decyzje?..
Od tej chwili zwiedzałam z papierową torbą w garści. Jak paniusia jakaś...
To drugi i środkowy sklep, który podczas naszego tureckiego tygodnia wzbudził szczere cudowne zakupowe emocje. Przy nich cała reszta wypadała raczej mizernie.
Co kupiłam? :)
Tak! Mam nowy kapelusz! Ten z dotychczasowych zdjęć był własnością Kingi.
Pancia wdrapała się na wzgórze z wiatrakami. Oj! Warto było! Zawsze śmiałam się z takich turystek... Ale przecież nie pojechaliśmy do tropikalnej dżungli, żebym musiała zakładać poliestrową koszulę, tylko zwiedzać cywilizowane miasto. Jestem usprawiedliwiona.
Team <3
No i najlepsze na koniec! Czy ja zawsze tak wyglądam jak jem?.. Byłam wtedy bardzo głodna, ale żeby aż tak rzucało się to w oczy?!
Pamiętacie zdjęcia z toruńskich przechadzek w pewną wiosenną sobotę (o tutaj!). Sprawdźcie jaką mam minę nad talerzem makaronu na jednym z ostatnich zdjęć postu... Kinga! Marcin! Żadnych zdjęć z jedzeniem więcej! :D
A na marginesie - najlepszy turecki kebab i tak jest w Poznaniu! Kropka.
sukienka w paski: Simple | torba: Badura | sandały: z włoskiego bazarku - prezent od Mamusi <3 | kapelusz: jakiś turecki sklep
Zdjęcia: Kinga i Marcin Malinowscy www.whiteberry.com.pl