Jak nosić dzwony?
Jestem tak stara, że pamiętam dawny szał na dzwony! W prawdzie nie ten pierwotny z lat 70. a dopiero z okolic roku 2000, ale to już i tak nie brzmi zbyt świeżo. Nosiłyśmy wtedy rozszerzane biodrówki non stop, nie tolerując żadnych innych modeli spodni. W rurki nawet za karę nikt by nas nie wcisnął. Nie przejmowałyśmy się, że zimą zbieramy nogawkami całe błoto z chodników i mimo niepochlebnych spojrzeń rodziców zakładałyśmy je na glany. Pamiętam ciemnogranatowe z haftowanymi kwiatkami i błękitno niebieskie.
Model Levis'ów, który ocalał w mojej szafie do dziś kupiłam zaraz po maturze za pierwszą wypłatę w funtach. Nie chodziłam w nich długo, bo przestały wydawać mi się praktyczne, a co najważniejsze - weszła moda na wąskie nogawki, która do teraz pozostaje moją ulubioną. W pełni jednak przyjmuję argumenty, że dzwony doskonale regulują proporcje ciała - dzięki temu ulubiona para czekała na swoją szansę przez wiele lat, nie zostając spakowana w karton dla potrzebujących. Wyjęłam je po raz pierwszy w wielkanocną sobotę i nie mam zamiaru chować ich już zbyt głęboko. Mają mój ulubiony jasny kolor, czym dodatkowo punktują. A najważniejsze, że ciągle są na mnie dobre! Będę je nosić z koszulami i wysokimi czółenkami - bo tylko w tym wariancie widzę ich korekcyjne właściwości. Na zestawienie z trampkami pozwoliłabym sobie mając 30 cm więcej nóg.
Napatrzcie się dobrze - bo pastelowe total looki nie są często spotykane w moim towarzystwie. Okoliczności tego dnia były wiosenne, święto było wiosenne, więc i ja zamarzyłam o lekkości w ubiorze. W praktyce to był szalenie zimny dzień, ale gra moich skojarzeń kreuje go zawsze na niezwykle wiosenny. W czasach dzieciństwa Wielka Sobota pod wieloma względami była zawsze niezwykle miłym dniem. Kojarzyła mi się z chwilą, kiedy w końcu mogłam założyć nowe lakierki idąc z koszykiem do kościoła. A także z żółtą forsycją kwitnącą w ogródku. To nie ważne, że ten krzew kwitł przez całą wiosnę - w Wielką Sobotę kwitł jakby bardziej... Nie zapamiętałam tego dnia ani razu w wersji deszczowej, w moim umyśle zakodowały się tylko świąteczne, w pełni wiosenne, słoneczne, kolorowe obrazki. I tak też sobie wymyśliłam w tym roku. Poza starymi-nowymi jeansami odświeżyłam też pudrowy trencz z lat licealnych i poczułam się w nim niezwykle elegancko. Tak samo jak kiedyś w nowych lakierkach.
Bez dwóch zdań - sesja wielkanocna!
Było tak zimno, że bez brak czapki oscylował przy szaleństwie.
Trencz ma tą cudowną właściwość, że zapięty - tworzy idealną kompozycję. Niczym nie trzeba go uzupełniać, w zasadzie równie dobrze można by nic pod niego nie zakładać! Moja skromna, stara wersja to tylko namiastka klimatu i emocji jakie musi wywoływać doskonale skrojony, klasyczny egzemplarz z grubej bawełny. Kremowy płaszcz Burberry z kraciastą podszewką nie bez powodu jest nieśmiertelnym klasykiem, odkąd wyszedł z okopów I wojny światowej. Trudno wyobrazić sobie bardziej praktyczne i stylowe okrycie wierzchnie. Burberry - marzę o Tobie! <3
jeansy: Levi's | zamszowe szpilki: Ryłko | koszula: Diverse | płaszcz: Reserved | czapka: handmade Babci
Zdjęcia: Kinga i Marcin Malinowscy www.whiteberry.com.pl <3