Radości wielkanocnego weekendu
W minione Święta zaszyłam się na rodzinnej "prowincji" i nie miałam najmniejszych chęci na wystawianie nosa poza domową sielankę. Nie włączyłam komputera, nie wysłałam do nikogo sms'a z życzeniami, nie odpisałam na żadnego maila i nie przygotowałam się do niczego, co w codziennym slangu funkcjonuje pod pojęciem "obowiązek".
Zajmowałam się najważniejszymi rzeczami na świecie! Cieszyłam się czasem spędzanym z Bliskimi.
Przez całe trzy dni rozmawialiśmy o rzeczach ważnych i wzruszających, dzieląc się całym wachlarzem emocji, wspominaliśmy, oglądaliśmy piękne filmy pod kocami, śmieliśmy się i przekomarzaliśmy, gotowaliśmy i wcinaliśmy pyszności...
...celebrowaliśmy tradycję. Ten punkt w moim przypadku ogranicza się do podziwiania. Gdyby to ode mnie zależało - pewnie od lat nie widziałabym wielkanocnego koszyczka. Jednak silnie zakorzeniona świąteczna tradycja - w każdym zakamarku babcinego domu - cudownie o sobie przypomina. Tak jak już pisałam na Instagramie, uwielbiam swoje nowoczesne życie, ale klasyczne, tradycyjne rytuały przeżywane dwa razy w roku z moją Rodzinką to fundament wszystkich najlepszych emocji. Jak patetycznie to nie zabrzmi - całe moje życie, które strasznie lubię - byłoby nic nie warte bez takich chwilek i ciągłej świadomości, że jesteśmy najlepszym teamem na świecie!
Mamusia, po kolejnych sezonach na różne techniki zdobienia pisanek, przerzuciła się w tym roku na grawerowanie wydmuszek. W dziedzinie rękodzieł jest prawdziwym zapaleńcem i na naszym rodzinnym gruncie prekursorem wielu technik. Mam ciągłą nadzieję, że dane Jej będzie kiedyś w pełni spełniać się na tym artystycznym gruncie.
Jest niesamowita! Po wstawieniu tego zdjęcia na Instagram - pobite zostały moje wszystkie rekordy w ilości polubień: profil tutaj Przejęła na siebie całe moje zainteresowanie!
Nie mogłabym zapomnieć o szlachetnych egzemplarzach zdobionych naturalnym sznurkiem i bursztynkami. Babcia nadała już Mamusi piękny tytuł Naszego Osobistego Faberge!
Ten talent musiał się jednak skądś wziąć. Śledząc babciną historię, znając jej wyobraźnię i zapał w upiększaniu swojej niełatwej codzienności od ponad 26 lat - daję sobie uciąć rękę, że mają ten sam twórczy gen. Ile osób stawiając sałatkę na stole wymyśli sobie udekorowanie jej prosiaczkami i porowym pasterzem? ;-)
Ubaw po pachy!
...graliśmy też w gry. Po niedzielnym obżarstwie szybko uporządkowaliśmy stół i podłączyliśmy xboxa. Głównie dlatego, żeby zaznajomić babcię i dziadziusia z osiągnięciami techniki, pokazać cuda, których dożyli, a także poskakać przed telewizorem po jedzonku (skoro pogoda proponowała nam co najwyżej kulig) i pośmiać się wspólnie do bólu brzucha. Na końcu postu czeka filmik :)
Żeby tradycji stało się zadość - planszówki też nie mogło zabraknąć - testowaliśmy nową IKNOW. Strategiczny quiz w minimalistycznym pudełku od razu wpadł mi w oko. Poziom pytań jest bardzo wysoki, więc lepiej potraktować ją jako źródło zdobywania wszechstronnych ciekawostek o świecie niż rodzinny relaks. Na leniwe, odmóżdżające, zabawne wieczory lepiej sprawdza się nasze ulubione Taboo.
Korzystając ze spokojnych dni, kiedy jedynym zmartwieniem był niedopieczony suflet, można się było zająć regeneracją umysłu i układu nerwowego. Mamusia od zajączka dostała kolorowankę i jestem przekonana, że chyba nic nie ucieszyłoby Jej tego dnia bardziej. Piękne desenie i wzory wciągają bez reszty. Ćwiczą wyobraźnię, zdolności manualne, zmysł artystyczny, cierpliwość i przede wszystkim koją nerwy. Ten egzemplarz jest moim największym odkryciem miesiąca!
Również w świąteczną sobotę odkryłam nową markę kosmetyczną Organique. Im jestem starsza, tym większą wagę przywiązuję do dobrych jakościowo rzeczy. Również w dziale kosmetycznym. Moje posiadanie i zużywanie kosmetyków zdecydowanie ociera się o minimalizm - używam tylko tych niezbędnych. Ale raz na jakiś czas dopada mnie pragnienie posiadania jakiegoś nadprogramowego, cudownego eliksiru albo mazidła. Tym razem zamarzył mi się pachnący peeling. Naturalny skład jest u mnie podstawą decydującą o wyborze produktu. Zaraz za nim - zapach! W związku z bogactwem naturalnych olejków, które od pierwszej sekundy zawładnęły moimi zmysłami - absolutnie nie byłam zdolna do podjęcia jednoznacznego wyboru. Szybko za to poczułam, że znalazłam idealne wielkanocne prezenty dla wszystkich moich kobiet. Masła o zapachu greckim i pomarańczy z chili to moi faworyci. Są bardzo gęste, więc jeśli ktoś nie ma cierpliwości w kwestii nanoszenia i wchłaniania - powinien poszukać czegoś lżejszego. Moja skóra jest doskonale odżywiona i mięciutka, a sam proces nakładania to czysta aromaterapia!
...i te piękne wieczka! Oczywiście, że wygląd ma znaczenie!
W końcu też dopadłam nowy numer Ust. Gdyby nie z góry ustalone, nasze klasyczne rodzinne menu - można by poszukać inspiracji na stół właśnie w tym numerze. Sporo klasycznych przepisów, wzbogaconych nutką nowoczesnych rozwiązań - czyli to co uwielbiam. Osobiście jednak wolę ten magazyn w wariantach bardziej lifestyle'owych, gdzie zamiast stron o świniaczkach, tatarze i rodzajach steków - mogę znaleźć artykuły o ciekawych miejscach, gadżetach i pomysłach na aranżacje przestrzeni. W tym numerze jest dla mnie za dużo kuchni i to w surowej, żywej postaci.
Jednak ze względu na grube, kartonowe strony i piękne fotografie - pozostaję jego wielką fanką!
Z księgarni wyniosłam też dwie książki, będące obligatoryjnymi pozycjami w bibliotece każdej fanki mody i poszukiwaczki doskonałego stylu. "Klasyczna setka" i "Mała czarna księga stylu", napisane przez Ninę Garcia - zbierają w sposób kompleksowy i łatwo przyswajalny praktyczne informacje o stylu. Pierwsza z nich wymienia sto baz, na których bez skrupułów możemy oprzeć swoją szafę i zawsze będziemy świetnie wyglądać. Autorka wśród klasyków wymienia m.in. dżinsową i motocyklową kurtkę, płaskie mokasyny, męski kapelusz, skórzane rękawiczki, japonki, czerwony lakier do paznokci i szminkę, firmową torebkę, jedwabną apaszkę, czy skórzane spodnie. Przy wielu muszę postawić wykrzyknik, bo w pełni zgadzam się z potrzebą ich posiadania, a ciągle ich u siebie nie widzę. Przy kilku - nie poczułam takiej żądzy, więc widocznie nawet klasyczne bazy są pojęciem względnym.
"Mała czarna..." ma nieco inną formę. Jest podzielona na sześć rozdziałów, z których można zaczerpnąć wielu różnorodnych inspiracji. Rady wydają mi się bardziej spersonalizowane niż w poprzedniej książce, dobrane są do konkretnych typów i potrzeb. Autorka porusza dylematy związane z tym, w co ubrać się na różne okazje, na przykład na podróż samolotem, na wesele, jaka bielizna dobrze wygląda pod sukienkami, jak zmienić garderobę na czas ciąży, itp. Czyta się ją równie lekko i sympatycznie, ale gdybym miała wybrać jedną to wolę "... setkę". Co ważne - obie są pięknie wydane, ubrane w ilustracje świetnego grafika. Opisy elementów garderoby zdobią nowoczesne, ręczne szkice - i choćby dla obejrzenia tych obrazków - warto je mieć!
Muszę zacząć się rozglądać za dodatkowym miejscem na książki...
Z cyklu łupów - kupiłam swojego pierwszego w życiu Vogue'a! Empik zaopatrzył się w wydanie specjalne ze zbiorem inspiracji na cały najbliższy sezon. To wydanie, z ponad dwoma tysiącami zestawów, to swoiste kompendium wiedzy dla tych, którzy lubią śledzić nowinki i trendy. Mi pomaga w odkrywaniu, na którym ubraniu ze starych zasobów mogę zrobić super reaktywację i znów zabrać je na spacer! Nie będę zołzą i powiem Wam, co przewija się na moich czterystu kartkach - może też tchniecie nowego ducha w swoje zapomniane stosy ubrań przy następnym sprzątaniu szafy.
Zaczynamy: koronki, ażurki i hafty, ogrodniczki, lekkie, zwiewne sukienki, intensywny pomarańcz i kobalt, jeans w każdym kroju i odcieniu, kimona, szerokie spodnie, dzwony, kobiece spódnice w kształcie litery A, militarna zieleń i khaki, mundurowe, proste kroje marynarek, deseń pasków i kwiatów, asymetryczne spódnice i sukienki, zamsz - głównie w ciepłych, jasnych kolorach ziemi, biel (duuużo bieli!), pastele, siateczki i przeźroczystości, frędzle, metaliczne desenie, geometryczne wzory, garnitury, szkolne torby na ramię, koturny, białe podeszwy, torby-sakwy, rzymianki. Wszystko to w dowolnych kombinacjach i interpretacjach. Wzory, kolory, desenie, materiały - noszone w total look'ach, bez żadnych oporów.
Dla mnie to bardzo pocieszające wieści! Wszystko z tej listy już przecież było i na pewno wygrzebię coś w rodzinnych szafach. Już wczoraj znalazłam pierwszy łup - prostą biało-kremową sukienkę z ażurkowymi wstawkami, uszytą dziesiątki lat temu przez Babcię, a noszoną przez Mamusię w podstawówce! Czekam na drobne przeróbki (pierwszy raz muszę coś poszerzyć w piersiach!) i będę ją eksploatować do oporu w ciepłym sezonie.
Tyle radości przez jeden weekend!
W następnym poście - pokażę moją pierwszą wersję starych elementów garderoby, przeniesionych na współczesny grunt trendów.
Tymczasem - podsyłam jeszcze filmik z naszą babcią grającą na xboxie: YouTube
:) Do usłyszenia!