Turcja – epizod II – Bitez
Gruntem najbardziej efektywnego zwiedzania często okazuje się poznanie najbliższej okolicy. Zasięg, który uznaliśmy za najbliższy był w prawdzie dość rozległy, ale dopóki mogliśmy go pokonać piechotą - uznany został za okolicę.
W związku z ogromną powierzchnią Turcji i brakiem chęci na objazdówkę - zwiedzaliśmy tak jak lubię najbardziej - czyli w sposób umiarkowanie intensywny, z uwzględnionym marginesem na oddech i relaks. Najlepiej bez dalekosiężnego planu i sztywnego grafiku. Błądząc po okolicy i odkrywając zwyczajność charakterystyczną dla regionu.
Bitez, kurort na przedmieściach Bodrum, ukierunkowany na zyski z turystyki, w takim założeniu, jest dokładną definicją tego, czego nie znoszę na wakacjach. Nachalni naganiacze przy głównym deptaku, taniość podrób na bazarach i mnogość wszelkich innych atrakcji, które nie wiedzieć czemu, uznane są za pożądane przez turystów, działają na mnie mocno awersyjnie. Dlatego jedyne słuszne wybory w takich miejscach to jak najdalsza ucieczka w nieznane i nieoczywiste.
Spacer po porcie, zakazana ścieżka biegnąca wzdłuż wybrzeża, obce osiedla - to były miejsca atrakcyjne spacerowo. Miejsca, w których dopiero można zacząć cieszyć się słońcem, egzotyczną roślinnością i widokami.
Chodźcie na spacer!